Jayden Daniels miał świetny debiutancki sezon. I to było zanim nastąpiło jedno z najwspanialszych przejść „Zdrowaś Maryjo” w historii NFL.
Daniels i Washington Commander dokonali w niedzielę cudu. Po tym, jak na 23 sekundy przed końcem tracił do Chicago Bears 15:12, Danielsowi pozostało tylko w ostatniej akcji sięgnąć jak najdalej i mieć nadzieję. Piłka została przerzucona pomiędzy grupę zawodników i jakimś cudem Noah Brown znalazł się w polu końcowym sam, aby ją chwycić, zdobywając wynik z wysokości 52 jardów i wygrywając 18-15.
Daniels może mieć długą, wspaniałą karierę i nigdy nie przeżyć podobnego momentu.
Przed ostatnim podaniem wydawało się, że Caleb Williams pokona zły dzień i zapewni drużynie Bears zwycięstwo dzięki zwycięskiej grze. Ale Danielsowi pozostała jeszcze jedna magiczna sztuczka.
Żadne z przestępstw nie otrzymuje niszczyciela przed przerwą
Daniels nie miał świetnej pierwszej połowy, ale start Williamsa był znacznie gorszy.
W pierwszej połowie Bears byli wykluczeni z gry. Mieli szansę na zdobycie gola pod koniec pierwszej połowy, ale Williams był pod presją i próbował się wyrwać, ale został złapany i wbił piłkę z 15 jardów. To wytrąciło Bears z pola gry i skierowało ich do ataku. Tak wyglądała pierwsza połowa dla Niedźwiedzi. Williams albo był pod presją podczas większości upadków, albo grał tak, jakby był pod presją. Rzadko kiedy miał spokój w kieszeni. W pierwszej połowie Williams trafiał tylko 3 z 8 na 33 jardy. Przebiegł 29 jardów, ale głównie wtedy, gdy uciekał przed pośpiechem. Bears przełamali 100 jardów w ataku dopiero po trzeciej kwarcie.
Dowódcy byli lepsi w pierwszej połowie, ale nie potrafili przedostać się do strefy końcowej. Do przerwy Waszyngton prowadził 9:0 po trzech celnych trafieniach z gry. Daniels nie wyglądał, jakby wracał po kontuzji żebra, która przez większą część tygodnia stawiała go pod znakiem zapytania. Uzyskał 10 z 19 punktów na 154 jardy i dodał 31 jardów w biegu. Po kontuzji żebra Daniels podał na odległość 326 jardów, z czego 52 trafiło w ostatnim, niezapomnianym meczu.
Pierwsza połowa należała do Williamsa, ale Commanders nadal nie wypracowali sobie większego prowadzenia. A z niedzielnego meczu wszyscy zapamiętają tylko i tak ostatnią grę.
Niedźwiedzie trzymają się mocno
Wydawało się, że Waszyngton w końcu zdobył przyłożenie na szachownicy w drugiej połowie, ale chwila ta była ulotna. Olamide Zaccheaus strzelił gola po podaniu z 32 jardów od Danielsa, ale na boisku widniała flaga informująca o nieuprawnionym zawodniku. Commanders zadowolili się kolejnym golem z gry i prowadzeniem 12:0.
Po tej akcji Niedźwiedzie przełamały się. D’Andre Swift wykonał rzut w lewo, przerwał kilka prób wślizgu i zbiegł za linię boczną, zdobywając przyłożenie z 56 jardów. Wreszcie pojawił się znak życia po ataku Niedźwiedzi.
Bears popełnili ogromny błąd, za który nie można winić debiutującego rozgrywającego. To była trenerska porażka. Bears dotarli do linii bramkowej i zdecydowali się oddać piłkę ofensywnemu liniowemu Dougowi Kramerowi Jr.. Przekazanie 300-funtowemu liniowemu zostało nieudane i Commanders odzyskali stratę. Tę decyzję trudno wytłumaczyć. Pod koniec meczu byłby to poważny problem.
Dowódcy nie mogli odłożyć meczu na później. Niedźwiedzie miały jeszcze jedną szansę na zwycięstwo na niecałe pięć minut przed końcem. Williams uderzył Rome Odunze po pierwszej próbie, zdobywając kluczową trzecią i 10-tkę. Jego wysiłki opłaciły się, ponieważ pobiegł w prawo i podał do otwartego Keenana Allena z 22 jardów.
Sędziowie pomogli Niedźwiedziom w czwartej i trzeciej pozycji. Dowódca obrońca Benjamina St-Juste chwycił Allena i uznano to za wystarczające wezwanie do interwencji w podanie, które praktycznie zapewniło Bears przyłożenie. Roschon Johnson strzelił gola na 23 sekundy przed końcem i dał Bears prowadzenie.
Wydawało się wtedy, że Williams mimo swoich zmagań odniesie zwycięstwo. Daniels nie zgodził się z tym.