To nie Pole Marzeń, to wyboisty kawałek spalonej słońcem ziemi z wyblakłymi liniami kredy, żadnych trybun, ani źdźbła trawy, ani opadającej linii drutu oddzielającego boisko od domów, gdzie czają się postrzępione kły. Jednak to właśnie tutaj spełniło się marzenie.
To tutaj meksykański The Natural doskonalił swoje umiejętności, a jego występ zawierał charakterystyczne przechylenie w stronę nieba, jakby szukał niebiańskiej interwencji w sprawie swoich ofiar z kopca.
„Lewica nauczyłem się tu rzucać” – wspomina Filiberto Velázquez. – Trudno w to uwierzyć, prawda?
Lewica „Lewy” to Fernando Valenzuela, najmłodszy z 12 dzieci z pustynnej wioski w północno-zachodnim Meksyku, który zgromadzi mieszankę niewysłowionego talentu i zdecydowanej determinacji, by zelektryzować południową Kalifornię i świat baseballu.
Jego ostatnie dni i wiadomość o wtorkowej śmierci były wielką wiadomością w Meksyku, gdzie media codziennie śledziły jego stan i napływały pochwały od sportowców, polityków i innych osób. „Myślę, że wszystkim Meksykanom jest smutno z powodu śmierci Valenzueli” – powiedziała prezydent Claudia Sheinbaum na codziennej konferencji prasowej zakończonej wideohołdem złożonym hurlerowi. „Nasza solidarność z jego rodziną i całym Meksykiem”.
Choć stadion w Hermosillo, stolicy stanu Sonora, od dawna nosi imię Fernando Valenzueli, tutaj, w Etchohuaquila – liczącym może 500 mieszkańców – nie ma publicznego pomnika poświęconego miejscowemu synowi, ponad czterdzieści lat po pełnym wrażeń lecie Fernandomanii.
Któregoś wieczoru grupa młodych ludzi przed jedynym sklepem Etchohuaquili wydawała się zakłopotana, gdy zapytano ich, czy słyszeli o najsłynniejszym obywatelu regionu. Wtedy jeden odpowiedział.
„Tak, wiem, kim on był. Grał w baseball z moim ojcem” – powiedział 19-letni Iván Valenzuela (bez krewnego). „Mówią, że był wspaniałym człowiekiem” – dodał, po czym wskoczył na motocykl i odjechał.
Jednak dla starszego pokolenia Valenzuela pozostaje żywą obecnością, zarówno inspiracją, jak i przypomnieniem młodości. Velázquez, były burmistrz tego obszaru, ma 63 lata, czyli tyle samo co Valenzuela w chwili śmierci. W jego głosie wciąż można usłyszeć zdumienie, gdy przypomina sobie nieprawdopodobną trajektorię cichego ucznia, który porzucił szkołę podstawową, który opuścił to miejsce i stał się ikoną baseballu.
„Był gigantem, legendą” – powiedział Velázquez. „Jesteśmy bardzo dumni, że pochodził z naszego Pueblo.”
Wielu tutaj postrzega obecny pojedynek Dodgers-Yankees World Series jako powrót do ostatniego pojedynku drużyn po sezonie — pamiętnego pojedynku z 1981 roku podczas szczytu Fernandomanii, w którym zawzięty Valenzuela poprowadził Dodgersów do wyjścia z deficytu dwóch meczów i wyeliminowania New Yorku.
To miła odmiana w miejscu – „miasto” to zbyt hojne słowo – które powróciło do trudnych czasów. Większość ulic pozostaje nieutwardzona. Lata suszy spustoszyły rolnictwo i hodowlę bydła, która niegdyś zapewniała utrzymanie zmarłemu ojcu Valenzueli, Avelino, kowboj który pracował na lokalnych ranczach, chociaż ledwo było go stać na własny inwentarz.
Jednak jego synowie zawsze mieli czas na baseball, a młodemu Fernando nigdy nie brakowało partnera: miał sześciu starszych braci, z którymi mógł się bawić.
„Valenzuelowie byli rodziną baseballową. Miałem wielki zaszczyt znać ich dobrze i wielokrotnie przebywać w ich domu” – powiedział Casimiro Luna Serna, 76 lat, były prezes regionalnej amatorskiej ligi baseballu. „Fernando wychował się pomiędzy nietoperzami a piłkami. ”
Już na początku wykazywał niesamowite umiejętności.
„Już jako dziecko w szkole przejawił swój talent” – powiedziała Luna, która obecnie prowadzi rodzinną restaurację carnitas przy głównej autostradzie. „Miał inny poziom talentu. Od najmłodszych lat był fenomenem. Ale zawsze był bardzo powściągliwą osobą, niewiele mówił – jak wszyscy w jego rodzinie”.
Eladio Castelo Gómez, obecnie 73 lata, wspomina, jak grał w lokalnej drużynie gwiazd wraz z Valenzuelą, gdy ten fenomenalny zawodnik, wówczas chudy i z kudłatymi włosami, miał zaledwie 16 lub 17 lat.
„Byłem od niego dużo starszy, ale byłem pod wielkim wrażeniem” – powiedział Castelo, który przemawiał przed swoim domem po codziennej przejażdżce konnej przez pustynię. „Był tylko chłopcem, ale miał wrodzoną zdolność. Położył 17 pałkarzy z rzędu. I zostaliśmy przyjaciółmi.”
W okresie świetności Valenzueli w latach 80. cały ten obszar doświadczył swojej własnej wersji Fernandomania.
„Kiedy Fernando stał się sławny, wszystko się tu zmieniło” – powiedziała Luna, siedząc przy plastikowym stole w rodzinnej restauracji na świeżym powietrzu. „Kiedy rzucał, wszyscy oglądali mecz w telewizji lub słuchali w radiu. Ludzie przyjeżdżali z całego świata, aby zobaczyć, gdzie urodził się Fernando. Sprawił, że wielu ludzi pokochało baseball.”
Valenzuela swój pierwszy profesjonalny kontrakt podpisał w 1978 roku z Los Mayos, drużyną meksykańskiej ligi Pacyfiku z pobliskiego miasta Navojoa. Nazwa klubu pochodzi od grupy rdzennych mieszkańców tego obszaru, z której wywodzi się wiele lokalnych rodzin, w tym rodzina Valenzuela.
„W tym czasie przyznaliśmy mu premię w wysokości 5000 peso i miesięczną pensję w wysokości 3500 peso” – wspomina Fernando Esquer Peñuñuri, były prezes zespołu Navojoa. „To była niezła pensja” – powiedział Esquer, obecnie 85-letni, siedzący w swoim domowym biurze, z czapką Dodgersów na głowie i kubkiem Dodgersów oraz kiwającą głową Valenzueli na biurku.
W dzisiejszych dolarach oznacza to premię w wysokości 1034 dolarów i miesięczną wypłatę w wysokości 724 dolarów.
Na ścianie w biurze Esquera wisi oprawiona kopia umowy z podpisem Valenzueli. Na półce z książkami znajdują się piłki baseballowe z podpisami luminarzy baseballu, w tym Valenzueli i Rickeya Hendersona — przyszłego członka Galerii Sław, który przed debiutem w lidze głównej poprowadził Los Mayos do pierwszego mistrzostwa w sezonie 1978–79.
Valenzuela odwiedzał różne ligi meksykańskie, zanim został zauważony przez legendarnego skauta Dodgera Mike’a Brito, który pomógł przekonać zespół do podpisania z nim kontraktu. Valenzuela nauczył się swojej kultowej wariackiej gry – gry na boisku, którą niewielu potrafi opanować – nie w Meksyku, ale w niższej lidze Dodgera.
Młodzież tu i gdzie indziej w stanie Sonora nadal gra baseball — preferowany sport w większości północnego Meksyku zamiast piłki nożnej. I chociaż urodzeni w Meksyku gracze w dalszym ciągu wspinają się do najważniejszych lig, żaden nie zbliżył się do poziomu osiągnięć i sławy Valenzueli.
Dziś fani, którzy kiedyś udali się z pielgrzymką do Etchohuaquila nawet z południowej Kalifornii, aby zobaczyć miejsce narodzin swojego idola, już dawno odeszli.
Poza wspomnieniami pozostał jedynie ślad po wielkim człowieku Dom — rozległy dom w stylu hiszpańskim z dachem z terakoty, ścianami ze sztukaterii i inkrustowanymi płytkami ceramicznymi, który Valenzuela zbudował dla swojej rodziny podczas ekscytujących i opłacalnych finansowo dni Fernandomanii. Miotacz zatrudnił znanego architekta do zaprojektowania parterowej konstrukcji, która znajduje się na podwyższonym kamiennym fundamencie na tej samej posesji, na której Valenzuela i jego rodzeństwo wychowywali się w ciasnym domu bez bieżącej wody.
Niektórzy tutaj wyrażają rozczarowanie, że Valenzuela nie zainwestował więcej w społeczność. Większość diamentów baseballowych w okolicy pozostaje opuszczona. Po śmierci rodziców wizyty gwiazdy w domu stały się rzadsze.
„Fernando nie był zbyt oddany swoim ludziom dzielnica – poza własną rodziną” – powiedziała Luna, była prezes ligi. „Wydawało się, że dystansuje się od społeczności”.
La Casa wznosi się nad przeważnie płaskim krajobrazem usianym krzewami mesquite. Relacja Los Angeles Times z 1983 roku z przymrużeniem oka określiła ten dom jako „adobeowy odpowiednik chaty Lincolna z bali”, odnotowując, że fanatycy Fernando przybywali na miejsce, przekraczając nawet obwód drutu, aby zajrzeć do okien.
„Dom Fernanda, podobnie jak Fernando, jest własnością publiczną” – napisano w artykule. „On jest synem wszystkich i to jest dom wszystkich”.
Kilkoro ocalałego rodzeństwa, teściów i innych osób nadal mieszka w La Casa. W większości uniknęli inwazji mediów, która nastąpiła po wiadomości o śmierci Valenzueli. Jednak rodzina zaprosiła krewnych, sąsiadów i inne osoby na mszę żałobną na świeżym powietrzu w czwartkowy wieczór na patio za domem.
Udekorowana kwiatami, niemal naturalnej wielkości fotografia Valenzueli zrzucającej się z kopca w niebiesko-białym kolorze Dodgera, stała po prawej stronie prowizorycznego ołtarza.
„Fernando Valenzuela był zawsze pokorną osobą, która dzięki wytrwałości i umiejętnościom potrafiła pokonać trudne okoliczności i zostać wielką gwiazdą sportu” – powiedział ojciec Baudelio Magallanez García. „Jesteśmy tutaj, w domu, który zbudował, co jest błogosławieństwem dla jego rodziny. I jest inspiracją dla wielu młodych ludzi, którzy, miejmy nadzieję, pójdą tą drogą, a nie źli”.
Jego krewni, jak to mają w zwyczaju, nie mieli wiele do powiedzenia. Dla rodziny i innych osób wciąż pozostaje niewyjaśnioną tajemnicą: jak Fernando Valenzuela dostał się na szczyt z tego wyboistego kawałka spalonej słońcem ziemi?
„Nie wiem” – powiedział jego brat Gerardo, kręcąc głową. „Wszyscy bracia w rodzinie grali w baseball. My wszyscy. Ale z jakiegoś powodu tylko Fernando mógł osiągnąć takie wyżyny.
Wnieśli swój wkład specjalny korespondent Miguel Valenzuela (bez związku z Fernando) w Etchohuaquila i Cecilia Sánchez Vidal w Meksyku.