W kółko powtarzali, że nie podniosą podatków. Żeliwna gwarancja wpisana w ich manifeście i bez przerwy powtarzana przez Keira Starmera i resztę gabinetu.
Mówili to na falach radiowych, w gazetach, w swoich przemówieniach, mówili to wam, u waszych drzwi, i powiedzieli wam, że możecie im powierzyć w zamian swój głos.
Sama Rachel Reeves mówiła w tym roku 30 razy, że nie podniesie podatków.
Powiedziała nawet, że chce zmniejszyć ciężar podatków.
A jednak oto jesteśmy, z budżetem ustawionym na podniesienie podatków do najwyższego w historii poziomu, a rachunki płacą zwykłe rodziny.
Bez wyrzutów sumienia i bez wahania rząd ten dotrzymał słowa danego społeczeństwu i przypuścił największy w historii atak na naszą konkurencyjność gospodarczą.
Nic więc dziwnego, że poczuli potrzebę wymyślenia fikcyjnej czarnej dziury w finansach publicznych. Było to po prostu narzędzie do zatajania planowanych od początku podwyżek podatków.
I nie ma wątpliwości, że są to wszystkie podatki, które zaszkodzą ludziom pracy.
Ubezpieczenie społeczne, opłata skarbowa, podatki od energii, podatek od zysków kapitałowych i podatki od spadków – środki, które powodują spadek wynagrodzeń pracowników, najazdy na zyski przedsiębiorstw, zniszczenie rynków, którym kanclerz obiecał stabilność – cała litania ataków na kieszeni społeczeństwa.
Nie wierz mi po prostu na słowo. Biuro ds. Odpowiedzialności Budżetowej twierdzi, że inflacja wzrośnie, stopy procentowe wzrosną, inwestycje przedsiębiorstw spadną, a miejsca pracy zostaną utracone.
To, w połączeniu z otwarciem drogi do wielomiliardowego szaleństwa pożyczek, którego kanclerz wcześniej obiecała, że nie zrobi, ukarze rodziny posiadające kredyty hipoteczne w całym kraju.
Nikt nie zapomni kanclerz, która złamała słowo, i nikt jej nie wybaczy.
Zaufanie tego kraju do Partii Pracy zostanie zachwiane na zawsze.