Mała wyspa, na której nikt nie mieszka, co sześć miesięcy zmienia właścicieli w ramach niezwykłego rytuału pomiędzy Francją i Hiszpanią.
Co roku 1 sierpnia Hiszpania oddaje Francji niewielki kawałek swojego terytorium, ale nie ma się czym martwić, ponieważ Francja jest na tyle uprzejma, że odda go 1 lutego następnego roku.
Taka jest dziwaczna rzeczywistość terytorium znanego jako Wyspa Bażantów, małego niezamieszkanego kawałka ziemi pośrodku rzeki Bidasoa, drogi wodnej stanowiącej granicę między narożnikiem północno-wschodniej Hiszpanii i południowo-zachodniej Francji.
Nie ma to większego znaczenia, ponieważ maleńka wyspa – mierząca około 200 metrów długości i 50 metrów szerokości – jest niezamieszkana.
Pomimo dziwnej nazwy na wyspie nie ma bażantów, zamieszkuje ją jedynie kilka drzew i nie ma tam żadnych ludzi.
Wyspa była miejscem prestiżowego spotkania, które odbyło się 7 listopada 1659 roku pomiędzy Ludwikiem XIV, królem francuskim, a Filipem IV, królem Hiszpanii. Królewscy wybrali to miejsce do podpisania Traktatu Pirenejskiego, który zakończył lata wojny między obydwoma narodami.
Na mocy traktatu Wyspa Bażantów stała się kondominium i status ten zachowała do dziś.
Traktat upamiętnia kamienny pomnik z napisem w języku hiszpańskim (od strony hiszpańskiej) i francuskim (od strony francuskiej).
Najbliżej wyspy położone francuskie miasto to Hendaye, liczące około 17 000 mieszkańców, a nad brzegiem ujścia rzeki znajduje się hiszpańskie miasto Hondarribia, które również może pochwalić się podobną liczbą mieszkańców.
Pracownicy władz lokalnych z sąsiednich miast po obu stronach rzeki odwiedzają teren, aby monitorować, sprzątać i konserwować teren.
Na wyspę można czasami dotrzeć pieszo od strony hiszpańskiej podczas odpływu, jednak dostęp do niej jest surowo zabroniony, a ogół społeczeństwa może odwiedzać wyspę jedynie w specjalne dni otwarte.